środa, 31 maja, 2023

Korzecznik na plan

Kwiecień jest miesiącem dla mnie o tyle wyjątkowym, że zawsze 23 dnia miesiąca w swoje
imieniny otwieram sezon karpiowy. Ja wiem że wielu z was już i w lutym potrafi złowić
pierwszego karpia, ale ja nie należę do tej grupy zapaleńców, po prostu tak już się nauczyłem co
roku.. taka tradycja. I nie oszukujmy się też wygoda, nie lubię marznąć nad wodą, wszak
wędkarstwo ma mi sprawiać przyjemność. W tym roku postanowiliśmy z żoną udać się na jezioro
Korzecznik. A w zasadzie decyzja zapadła już w grudniu, z racji planowania urlopów na nowy rok.
Tak w pracy mam i muszę z góry mniej więcej zaplanować sobie taki wypad.

Długo oczekiwany wyjazd nadszedł… a my byliśmy całkowicie zestresowani. Z dwóch powodów.
Po pierwsze duża woda, których zbytnio nie lubię, wolę kameralne jeziora. A duża woda w
kwietniu, szczególnie dzika jak się okazało później, rządzi się swoimi prawami i wypracowanie
choćby brania nie jest łatwą sztuką. Każdy kto łowi na PZW to wie że łatwiej na początku sezonu
łowi się na niewielkich komercjach.

A druga sprawa to ekipa z którą mieliśmy się spotkać. Dokładniej rzecz ujmując wyjazd ten był
Inauguracją Sezonu ekipy karpiarze.pl. Tak naprawdę znaliśmy tylko jedną osobę więc nie
wiedzieliśmy z kim przyjdzie nam się mierzyć i jak będzie. Dla nas ważna jest atmosfera na rybach,
a czasami się trafiają się osoby, przez które już nawet ochota na wędkowanie odchodzi. Sami wiecie
jak jest. Na szczęście tutaj mieliśmy do czynienia z niesamowicie pozytywnymi ludźmi, z którymi
na pewno nie raz będziemy polować na karpie.

Ale do rzeczy, jezioro Korzecznik, duża woda. Mi będzie już zawsze się kojarzyć z pływaniem…
dużo pływania… dużo. Ponieważ podstawą na tej wodzie wiosną jest wywózka. Więc każdy kto
będzie atakować ten zbiornik wiosną niech szykuje się na dużo pływania. To daje efekty gdyż druga
strona wody jest nie zagospodarowana wędkarsko a co za tym idzie, jest dzika. Stare zatopione
kładki, dużo drzew zatopionych i powalonych przez bobry, zwisające na wodą gałęzie czy pasy
trzcinowisk. Tego jest pod dostatkiem. To już nawet średnio wyszkolony owczarek niemiecki
zauważy że „bankówek” jest od groma. A do tego dodać trzeba że woda ta będzie obfitować
później w grążele, co daje wielki wachlarz możliwości potencjalnych stanowisk ryb.

I niech was nie zwiedzie rozpowszechniona w sieci nazwa tej wody… łowisko. To nie jest łowisko a
duża dzika i wymagająca woda. Jeśli ktoś myśli że przyjedzie tu jak na wannę to się grubo zdziwi.
Właściciel oczywiście zrobił cholernie dużo roboty. Duże stanowiska, które z tego co zauważyłem,
nie były łatwe do przygotowania. Prąd na każdym stanowisku to luksus, szczególnie w zimne dni,
mając małą farelkę można tu siedzieć nawet w zimnych miesiącach z pełną kulturką. Hebanowe toi-
toi’e z klimatycznym widokiem na wodę no i prysznic.. z mega gorącą wodą. To są rzeczy których
na wielu wodach po prostu nie ma. A przecież to przyszłość. Choć sam spędziłem wiele dni i
czasami tygodni na dzikusach, to jednak podoba mi się ta opcja. Chyba staję się wygodny. A może
po prostu to już przyszłość. Tak chyba będą wyglądać profesjonalne karpiowe wody. Czyli
podsumowując samą wodę: dzikie jezioro, dobrze zarybione z wieloma udogodnieniami.
Całkowicie coś innego jak większość „stawów” czy „wanien”. Oczywiście nie ujmując
wymienionym zbiornikom, takie też są ciekawe i fajne czasami.

A co do samego wędkowania. Nie będę się rozczulać jaka głębokość, gdzie, pod czym i dlaczego.
Mogę tylko nadmienić na co, bo tak się składa że mieliśmy wiele wędek w wodzie i wiele
smakołyków na końcu, ale pewne kwestie były jasne. Kulki +20 i orzech tygrysi z ziarnami. To że
orzech i ziarna robią robotę na dzikich wodach każdy wie. Ale tym razem się okazało że nietypowy
smak zrobił pięknego ponad 7 kilowego karpia Agnieszce. Dostaliśmy od zaprzyjaźnionej firmy
Carpseeds orzecha tygrysiego na włos o zapachu White Tiger. Piszę o nim ponieważ na zwykłe
ziarna czy zwykłego orzecha nie było efektów. Nawet mam o smaku truskawki i donalda. A ten White Tiger to nawet nie wiem czy pachnie. Serio. Ni to owoc ni to śmierdziel i okorowany z łupinki, taki jest mój prosty opis tej przynęty. Żona zaryzykowała i wyjęła na tę przynętę karpia.

Szkoda tylko że przez te kilka dni na koniec się okazało co robi robotę. Ale tak jest zawsze na
nowej wodzie. Zanim ogarnie się na co… trzeba wracać.

Drugi temat to kulki +20 od naszych kolegów. I serio nie robię tutaj kryptoreklamy. Próbowaliśmy
na różne przynęty ale tylko brania mieliśmy na nie. Te dwa piękne karpie, mój i Kuby, złowione na
ten sam smak. Późniejsze jesiotry także. Plus karp Agi na Tygrysa. Wszystko inne stało a dodam
tylko że po rozpoznaniu i rozmowach z karpiarzami, którzy siedzieli przed nami już, efekty były
słabe cały tydzień. Kilka ryb na tylu stanowiskach przez tydzień. Nam natomiast udało się
wypracować 3 karpie i 4 jesiotry w 3 doby. Więc myślę że wynik niezły jak na osoby które
pierwszy raz dotknęły tej wody. A i nie wspominając o spinkach. Bo kilka było.

Ale kto by tam się rybami interesował skoro można pogadać błędach które popełniłem
nieszczęśliwie łamiąc wędkę. Nie walczcie samym kijem siłowo z zaczepami… Więcej nie piszę bo
wstyd popełnić taki błąd. I nie kupujcie żyłek zbytnio rozciągliwych na takie duże odległości… Bo
to nam dało karpie w zaczepach. W zasadzie nasze oby dwa były wyciągane z zaczepów. Zbyt
rozciągliwa żyłka, opóźniona sygnalizacja i karpie parkują w zaczepach, których jest od groma,
zanim pierwszy pik się pojawi na sygnalizatorach.

I co najważniejsze to kamienie. Robią robotę na takich odległościach. Wywózka na duże odległości
a później ściąganie zestawu z 230 metrów z ciężarkiem 250 gramów to męczarnia. Więc polecam
kamienie na zrywkę, ułatwiają pracę. Ekologia swoją drogą. Ważne żeby zastosować też
odpowiedni system spadania kamieni, co jak wtajemniczeni wiedzą, sprawiło mi kilka
niespodzianek. Ale nigdy przy braniu na szczęście.

Na zakończenie jedno najważniejsze. Ekipa z karpiarzy.pl urządziła sobie po cichu zawody miedzy
nami o których się dowiedziałem dopiero po złowieniu karpia. No ale musiało być coś w ramach
mini rywalizacji, choć po naszym podejściu do tematu, widać było że nawet bez ryb był to udany
wyjazd. A najciekawsze jest to że tylko te trzy karpie brały udział w konkursie. Wygrała Agnieszka
z pięknie nakrapianym mikro łuskami karpiem. Po pierwsze dlatego że był to prawdopodobnie
największy karp zawodów, no i dla tego też że zapomnieliśmy zważyć swoich :/ ot tak jakoś w
ferworze sesji zdjęciowej jakoś nam z głowy wypadło. Ale to nie ważne, ważne że pierwszy raz od
kilku lat rozpoczęcie sezonu dało nam piękne ryby. Z pięknej dzikiej wody. I te pływanie… w tę i z
powrotem. Siłownia nie potrzebna. Z pozdrowieniami i do następnego.

Autor: Wojciech Jagiełło.

Powiązane artykuły

Ostatnie artykuły